Poranek - piękna flauta. Bez wiatru nie da się żeglować. Okazja do zwiedzenia skansenu. Na szczęście, był tam tylko Bartek "Loczek". Dla reszty powrót do świata prababć oraz pradziadków i możliwość porozmawiania po kaszubsku z paniami Kaszubkami, pracownikami muzeum. Pan Tomek opowiedział romantyczną historię państwa Gulgowskich. Na drzwiach jednej z checz nalepione banknoty dały pretekst do opowieści o inflacji w latach 90. i obecnie.
W południe dalej cisza na jeziorze. Ale na szczęście są kajaki. Regaty z panem Marcinem na najwyższym poziomie. Kamień od pogody powiedział, że jest upał, więc wskoczyliśmy do wody. Raczej kąpiel niż pływanie.
Po południu Gosk (kaszubski bożek wód) dmuchnął nas lekko i mogliśmy popływać na żaglach.
Wieczór jak zwykle - ognisko, kiełbacha, śpiew, tańce i tajemnicze opowieści Ani o kaszubskich demonach. Strach się kłaść spać.